Gdy jeszcze w wakacje zobaczyłem w internecie zaproszenie na koncert Maryli Rodowicz w Wilnie – już wtedy decyzja mogła być tylko jedna. Postanowiłem zrobić wszystko, aby pojechać na Litwę i po raz kolejny zobaczyć to wyjątkowe miasto. Zamówiłem bilety, zarezerwowałem wolne dni w pracy i z ogromną niecierpliwością przez kilka miesięcy wyczekiwałem połowy grudnia. Przez kilka ostatnich tygodni trzeba było załatwić ostatnie formalności – karta EKUZ, niezbędne ubezpieczenia, zgoda na przekroczenie granicy z EFL itd. Aż w końcu nadszedł dzień wyjazdu – w czwartek rano zwarci i gotowi razem z Michałem wyruszyliśmy w niesamowitą podróż.
Praktycznie cały pierwszy dzień spędziliśmy w samochodzie – z przystankami w Łodzi, Konstancinie oraz Białymstoku. Wieczorem dotarliśmy do Suwałk, a sił starczyło już tylko na zakwaterowanie w hotelu i rozpakowanie bagaży. Po zasłużonym odpoczynku w piątek przyszedł w końcu czas na przekroczenie granicy. Zaskoczyła nas bardzo przyjemna pogoda; słońce i temperatura +6 stopni o tej porze roku w Wilnie to duża rzadkość. Cały dzień poświęciliśmy na zwiedzanie wybranych miejsc w tym mieście – zobaczyliśmy Mauzoleum z sercem Józefa Piłsudskiego, byliśmy na cmentarzu bernardyńskim i modliliśmy się w Kaplicy z Cudownym Obrazem w Ostrej Bramie. Na długo w pamięci zostanie nam też spacer po przepięknej Starówce. Jednak myślami byliśmy już obaj przed następnym dniem, w końcu głównym celem tej wyprawy miało być spotkanie z naszą Królową.
W sobotę, 14 grudnia 2013 r. wyruszyliśmy do Hali Sportowej „Pramogu Arena”, która na co dzień służy jako miejsce dla hokeistów oraz łyżwiarzy figurowych na lodzie. Około godz. 15:30 miejscowego czasu rozpoczęła się próba przed koncertem. Oprócz mnie i Michała do Wilna przyjechali również Darek, Daria oraz Kaja. Atmosfera była nieprawdopodobna, po próbie była okazja na chwilę rozmowy z p. Marylą. Wreszcie o godz. 19:00 rozpoczął się wyjątkowy koncert – w czasie dwugodzinnego występu usłyszeliśmy najbardziej znane hity, ale też pojawiły się piękne utwory, które idealnie pasowały do czasu i miejsca tego wydarzenia. „Jadą wozy kolorowe”, „Konie”, „Przybyli ułani” – takie wykonanie na wszystkich zrobiło ogromne wrażenie, zwłaszcza, że nie zabrakło również śpiewu po rosyjsku. Nasza Królowa kilkakrotnie zmieniała kostium, aby dostosować się do treści utworów – nie dziwi więc ogromny aplauz i bardzo długie oklaski na koniec występu.
Po koncercie była okazja na rozmowy z mieszkańcami Wilna, którzy w długiej kolejce ustawili się po płyty, autografy i zdjęcia z Marylą Rodowicz. Wszyscy kochają tam naszą Królową muzyki – było widać na każdym kroku jakie to było dla nich ogromne wydarzenie, prawdziwe święto. Spotkałem np. p. Władysława Wojnicza, który 5 lat temu współpracował z p. Marylą w trakcie Pierwszego Zjazdu Wilniuków oraz organizował koncert na Placu Ratuszowym w Wilnie. Uczestnicy koncertu kupili bardzo dużo płyt i wyrażali ogromną wdzięczność za bardzo udane spotkanie. W końcu nadszedł czas rozstania – po kilku pamiątkowych zdjęciach pożegnaliśmy się z wielką Gwiazdą i wróciliśmy do hotelu. Ze względu na późną porę nie było już czasu na wspólne spotkanie i „rozmowy pokoncertowe”, ale i tak w naszych sercach gościła prawdziwa radość z przeżytych chwil pod wileńską sceną.
W niedzielę czekała nas bardzo męcząca powrotna podróż, zatrzymaliśmy się w Sokółce (w Sanktuarium Cudu Eucharystycznego), Białymstoku oraz Warszawie. W poniedziałek musieliśmy wrócić do codziennej rzeczywistości – Michał do szkoły, a ja do pracy, ale te cztery dni z wielu różnych powodów dostarczyły nam wiele materiałów do przemyśleń i wspomnień…